Kiedyś, bardzo dawno temu, zamarzyło mi się posiadanie bloga. Ot, taki kaprys, a może szerząca się moda blogowania, youtuber’ów, influencer’ów i wszystkich tych magicznych narzędzi, które można wykorzystać do stworzenia swojego 'miejsca’ w wirtualnym świecie. Bez względu na moje ówczesne pobudki, tak jak to często bywa: szybko się zaczęło i szybko się skończyło. Czegoś zabrakło i teraz jak o tym myślę to nawet nie bardzo potrafię przypomnieć sobie o czym był ten 'mój pierwszy blog’.
Tym razem postanowiłam, że będzie inaczej: że temat głęboko przemyślałam, że mam jakiś pomysł, że potrzebuję się gdzieś wygadać. Podzielić się z kimś swoimi przemyśleniami, pomysłami, doświadczeniami i tym wszystkim czym każdego dnia zaskakuję sama siebie. Odkrywam nowe umiejętności, wymyślam przepisy, dobrze improwizuję (albo przynajmniej chcę wierzyć, że tak jest!) albo najzwyczajniej w świecie odnoszę kolejne porażki. Takie jest życie. Zatem od początku…
Jestem mamą trójki, zupełnie różnych od siebie, dzieciaków. Z całkowicie odmiennymi charakterami i potrzebami. Chociaż do bobasa numer trzy nasze zwyczaje żywieniowe i przyjęta dieta niczym się nie wyróżniała, tak zmuszona zostałam przez małego 'klienta’ do przejścia na restrykcyjną dietę bez białka mleka krowieka i jajek. Można powiedzieć, że z dnia na dzień, zostałam weganką podjadającą boczek! Ale czego się nie robi w imię dobra dziecka? Tak to właśnie moje gotowanie i ukochane 'wypiekanie’ przeszło razem ze mną na weganizm ociekający smalcem. Stąd pojawiające się przepisy pewnie przez jeszcze jakiś czas będą w tym klimacie. Może akurat jakaś mama w podobnej sytuacji znajdzie tu coś dla siebie. Chociaż tęsknię już za drożdżówką pachnącą prawdziwym masłem i sernikiem, który z serem ma więcej wspólnego niż tylko nazwę, to okazało się, że można wyczarować coś zupełnie smacznego bez użycia masła/mleka i jaj. Sprawdźcie i oceńcie sami.
Magda